Rozdział II.
Następnego dnia wstałam bardzo późno.
W głowie miałam setki myśli. Nie mogłam zapomnieć wczorajszego dnia, ciągle myślałam o Draconie i jego rodzinie. Nie potrafiłam się na niczym skupić. Postanowiłam zejść na dół i zjeść coś na śniadanie.
Z lodówki wyciągnęłam jogurt i płatki, które zaczęłam pałaszować ze smakiem.
Do kuchni wszedł tata ubrany w szlafrok. Wyglądał jak Święty Mikołaj brakowało mu tylko długiej brody, no i trzeba przyznać, był nieco chudszy.
Zakrztusiłam się płatkami na jego widok
- Jak się spało? - zapytał tata ziewając szeroko. - Coś nie tak, wyglądam jakoś dziwnie, że się tak śmiejesz?
- Niee.. dobra wyglądasz jak Mikołaj. - Wyplułam płatki na stół i zalałam się łzami.
Dawno nic mnie tak nie rozśmieszyło.
Ojciec podszedł do lustra w przedpokoju, spojrzał na swoje odbicie i rzekł sam do siebie
- Naprawdę nie rozumiem młodzieży, przecież wyglądam w tym szlafroku całkiem stylowo.
- Zapomniałem zapytać cię - zaczął tym razem do mnie - jak podobała ci się wczorajsza wizyta Malfoyów?
- Wydają się sympatyczni. Było okej.
Ojciec odetchnął z ulgą
- To bardzo się cieszę. Nie sądziłem że syn Malfoyów tak wyrósł. Pamiętam go jako małego chłopczyka bawiącego się autkami a teraz jest już prawie mężczyzną.
- Aha. Chcesz może jajecznicy? - zapytałam.
Nie chciałam dłużej ciągnąć tematu dotyczącego Draco, chciałam chociaż przez chwilę przestać o nim myśleć a mój tata niestety mi tego nie ułatwił.
- Jasne. Z cebulą.
Uśmiechnęłam się i zaczęłam przygotowywać potrawę. Szczerze mówiąc gotowanie szło mi całkiem nieźle. Za pomocą mojej różdżki i magicznego zaklęcia pokroiłam cebulę (zaczęłam oczywiście płakać), rozbiłam jajka, dodałam przyprawy, wszystko wrzuciłam na patelnię. Po chwilę jajecznica była gotowa. Podałam ją na liściu sałaty. Wyglądała pysznie.
- Dziękuje ci słoneczko - powiedział tata i zaczął wcinać.
- Pójdę na górę - odparłam i pobiegłam do swojego pokoju.
Z początku nie wiedziałam co będę robić przez cały dzień. Stwierdziłam, że wypadałoby spotkać się z przyjacielem więc napisałam do Zabiniego z propozycją. Odpowiedział w mgnieniu oka i umówiliśmy się w połowie drogi, pod starym dębem za 10 minut
Przy drzwiach krzyknęłam jeszcze do taty że wychodzę. Wybiegłam z domu.
- Zabini, tak strasznie się stęskniłam! - Rzuciłam się przyjacielowi na szyję.
- Dobrze cię widzieć- przytulił mnie mocno.
- Opowiadaj co tam u ciebie, jak wyjazd. - Chwytając go za rękę zaciągnęłam na ławkę koło starego dębu.
- Hm... od czego by tu zacząć - zastanowił się chłopak. - No, to może od początku.
Podróż do Albanii minęła bez problemów, nawet nie jechaliśmy tak długo.
Mieszkaliśmy w świetnym hotelu, z okna mieliśmy widok na wybrzeże. Mamie tak się tam spodobało, że nie chciała tutaj wracać. Było bardzo ciepło, większość czasu spędzaliśmy na plaży, a jak nie to zwiedzaliśmy. Tam jest tyle pięknych zamków że to się w głowie nie mieści. Maamy cudowne ruchome zdjęcia, kiedyś ci je pokażę. Po powrocie siedziałem kilka dni w domu, bo źle się czułem a w dalszą część znasz, chciałem się spotkać już wczoraj. Mniejsza z tym. A co u ciebie?
Zaczęłam mówić mu o dniach spędzonych w domu, o tym że byłam na zakupach kilka razy,o tym że uczyłam się zaklęć, ale moja opowieść była dużo bardziej nudna niż jego. Potem zaczęliśmy plotkować o ludziach z sąsiedztwa, a następnie postanowiłam wypytać się go o Malfoyów.
- Bo wiesz, w ostatnim czasie miałam okazję poznać twojego przyjaciela, Dracona - powiedziałam nieśmiało.
- Dracona? Jak? - zapytał ze zdziwieniem.
- No bo... Wczoraj kiedy odwołałam spotkanie on i jego rodzice przyszli do nas w odwiedziny. Lucjusz Malfoy to kolega mojego taty z pracy. No i wiesz przyszedł on, Narcyza i Draco. Całkiem fajny z niego chłopak. Przyjaźnicie się? - zapytałam.
- Tak, jesteśmy razem w Slytherinie i do tego na jednym roku w Hogwarcie. Pewnie cię podrywał! Cały Draco. - Spojrzał na mnie badawczo i nie czekając na odpowiedź zaczął swój monolog. - Draco może i jest fajny, ale tylko w stosunku do kolegów, i to takich których uważa za równych. Jest cholernie rozpieszczony, nie liczy się z niczyimi uczuciami. Przyjaźnie się z nim, ale momentami nie potrafię z nim wytrzymać. W stosunku do dziewczyn zachowuję się nie za fajnie, tylko machnie grzywką i już każda na niego leci, to jest nie do wytrzymania na dłuższą metę. Uwierz mi. On myśli że jest niewiadomo kim.
Wmurowało mnie. Nigdy nie słyszałam żeby Blaise emocjonował się tak czymś. Cechował go spokój i opanowanie, a teraz na jego twarzy pojawił się wyraz zaniepokojenia . Nie rozumiałam jego zachowania.
- Spokojnie, tylko mnie odwiedził, nie robiliśmy niewiadomo czego - odparłam nieco urażona.
- Przepraszam cię - mruknął. - Ja po prostu nie chcę żeby cię skrzywdził.
Przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem. Potem długo rozmawialiśmy o Draconie. Zdaniem Blaise’a bawił się dziewczynami jak zabawkami, nie szanował ich uczuć. Z początku nie chciałam w to wierzyć, chłopak którego poznałam dzień wcześniej wydawał się inny lecz po opowieściach przyjaciela zmieniałam zdanie na jego temat. Było mi przykro że Draco taki jest.
- Laurene, coś czuję że Draco wpadł ci w oko.- powiedział Zabini już spokojnym tonem - Widzę to po twojej twarzy. Bardzo się przejmujesz tym co ci o nim mówię.
- Ja.. nie wiem, może masz rację ale na pewno wezmę pod uwagę Twoje słowa. Pewnie i tak się już nie zobaczymy, chodzimy do innych szkół.
Potem postanowiliśmy się przejść, zrobiliśmy rundę w Okół stawu, spacerowaliśmy wąskimi uliczkami wśród pachnących drzew lipy, pogoda była wspaniała. Cieszyłam się, że mam takiego wspaniałego przyjaciela przy którym mogłam być sobą. Żałowałam jednak że nie chodzimy razem do szkoły i nie mogę z nim spędzać czasu codziennie. Wakacje były jedyną możliwością naszych spotkań, mimo tego świetnie się dogadywaliśmy. Będąc daleko od siebie pisaliśmy listy, przesyłaliśmy sobie nawet prezenty na święta i urodziny. Nasza przyjaźń była niesamowita. Momentami zastanawiałam się jakby wyglądał nasz związek ale Zabini nie był typem chłopaka, z którym chciałabym być blisko, bardzo blisko.
Ze spaceru wróciłam o północy i od razu położyłam się spać.
Reszta wakacji minęła w oka mgnieniu. Ocknęłam się dopiero dwa dni przed wyjazdem do Beauxbatons, zdałam sobie sprawę z tego że jeszcze nie kupiłam książek i przyborów szkolnych.
Poprosiłam tatę aby zawiózł mnie na Pokątną.
O godzinie jedenastej byłam na miejscu. Pierwszą rzeczą którą koniecznie musiałam załatwić była nowa szata szkolna, na starą wylał się eliksir śmierdzącego grzyba. Mimo wielu prób magicznego prania zapach odczuwalny był cały czas.
Na Pokątnej znajdowały się dwa sklepy z szatami.
Jeden z nich butik Madam Malkin budził zainteresowanie wśród przechodniów. Za oszklonymi szybami można było dostrzec machające żywe manekiny. Sklep rzucał się w oczy ze względu na fioletowy kolor tynku. Był bardzo chętnie odwiedzany gdyż można było tam dostać ubrania szkolne w
przystępnej cenie.
Jeśli chodzi o drugi sklep, był bardziej niepozorny, choć wnętrze było bardzo ekskluzywne.
Ściany udekorowane były tapetami kolorze beżowym z czarnymi kwiecistymi motywami.
Wielki kryształowy żyrandol zapierał dech w piersiach. Butik nosił nazwę „Jedwabna kraina” i był on moim ulubionym miejscem na czarodziejskiej ulicy.
- Dzień dobry! - powiedziałam otwierając obdrapane drzwi, które w żadnym stopniu nie pasowały do wystroju wewnętrznego.
- Oh,ciao, witam panno Meadow.- z zza półek z różnymi materiałami wyłoniła się głowa pana Rossi.
Był to niski, siwiejący już mężczyzna o ciemnej karnacji. Zawsze ubrany był w stylową
marynarkę, na szyję zakładał męską apaszkę a na nogi eleganckie buty. Przez większość swojego życia mieszkał we Włoszech, stąd często też wplatał do zdań włoskie słówka. Był bardzo miłym i serdecznym człowiekiem.
Pan Rossi znał mnie dość dobrze gdyż byłam częstym klientem w jego sklepie
- Panie Rossi, koniecznie potrzebuję nowej szaty do szkoły, proszę żeby pan mi coś doradził. W tym roku o ile wiem są dostępne 3 modele. - Uśmiechnęłam się poczciwie do niego.
- Oczywiście, znajdziemy cos dla pani, no problemo - staruszek odwzajemnił mój uśmiech i ruszył w stronę wielkiej szafy na końcu sklepu. Koło niej stało biurko. Było całe w szkicach i pomysłach na nowe stroje. Mężczyzna wziął katalog i pokazał mi stronę zatytułowaną „Beauxbatons- szaty”
- Jaki strój ci odpowiada? - zapytał .
Wybór był trudny. Każda szata była piękna, różniły się od siebie długością i wstawkami.
Ostatecznie zdecydowałam się na bladoniebieską pelerynę z herbem naszej szkoły na piersi.
Sprzedawca poprosił mnie o chwilę cierpliwości, otworzył szafę i zaczął szukać odpowiedniego dla mnie rozmiaru.
- Myślę że ta będzie dobra - powiedział podając mi strój.
Machnęłam różdżką jakby „Od niechcenia” i strój natychmiast znalazł się na mnie.
Podeszłam do lustra. Leżała na mnie dość dobrze
- Perfetto - Usłyszałam głos za swoimi plecami. Staruszek klasnął w ręce.
Po udanej transakcji ruszyłam dalej
Na pokątnej musiałam załatwić też nowe podręczniki.
Przy okazji spotkałam wiele moich koleżanek ze szkoły. Jedną z nich była Matilda Ruckle. Ona też była w Papillons
- Laurene - zaczęła kiedy już przywitałyśmy się ze sobą. - Pamiętasz jak w zeszłym roku starsze dziewczyny jechały do Howdegartu, no wiesz tam do tej szkoły magii ?
-Do Hogwartu - poprawiłam ją i zaśmiałam się.
- Tak, tak własnie. Ponoć i w tym roku nasz rocznik ma tam pojechać! Super prawda?
Słowa Matildy wywołały uśmiech na mojej twarzy.
- Skąd to wiesz? - zapytałam
- Moja mama pracuje z siostrą Madame Sulivan, naszej nauczycielki zaklęć. To raczej potwierdzone informacje, ale jakby coś to nic ci nie mówiłam, to prawdopodobnie jest niespodzianka - powiedziała
- Dobrze, już nie mogę się doczekać – odrzekłam
- No nic, ja już muszę iść, bo umówiłam się z mamą pod Olivanderem. Do zobaczenia w poniedziałek - dziewczyna objęła mnie i poszła.
W ciągu następnej godziny zdobyłam książki, nowy kociołek i wszystko co było mi potrzebne.
Cały następny dzień zleciał mi na pakowaniu się. Myślałam nad ewentualnym wyjazdem do Hogwartu. Byłoby wspaniale spotkać się z Zabinim. Nie mogłam się doczekać.
Poszłam wcześnie spać żeby być wypoczętą na wyjazd.