wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział II

Dziękuję wam za komentarze w 1 rozdziale, mam nadzieję że ten też wam się spodoba :)

Rozdział II.


Następnego dnia wstałam bardzo późno.  
W głowie miałam setki myśli. Nie mogłam zapomnieć wczorajszego dnia, ciągle myślałam o Draconie i jego rodzinie. Nie potrafiłam się na niczym skupić. Postanowiłam zejść na dół i zjeść coś na śniadanie. 
Z lodówki wyciągnęłam jogurt i płatki, które zaczęłam pałaszować ze smakiem.
Do kuchni wszedł tata ubrany w szlafrok. Wyglądał jak Święty Mikołaj brakowało mu tylko długiej brody, no i trzeba przyznać, był nieco chudszy.
Zakrztusiłam się płatkami na jego widok
- Jak się spało? - zapytał tata ziewając szeroko. - Coś nie tak, wyglądam jakoś dziwnie, że się tak śmiejesz?
- Niee.. dobra wyglądasz jak Mikołaj. - Wyplułam płatki na stół i zalałam się łzami.
Dawno nic mnie tak nie rozśmieszyło.
Ojciec podszedł do lustra w przedpokoju, spojrzał na swoje odbicie i rzekł sam do siebie
- Naprawdę nie rozumiem młodzieży, przecież wyglądam w tym szlafroku całkiem stylowo.
- Zapomniałem zapytać cię - zaczął  tym razem do mnie - jak podobała ci się wczorajsza wizyta Malfoyów? 
- Wydają się sympatyczni. Było okej.
Ojciec odetchnął z ulgą
- To bardzo się cieszę. Nie sądziłem że syn Malfoyów tak wyrósł. Pamiętam go jako małego chłopczyka bawiącego się autkami a teraz jest już prawie mężczyzną.
- Aha. Chcesz może jajecznicy? - zapytałam.
Nie chciałam dłużej ciągnąć tematu dotyczącego Draco, chciałam chociaż przez chwilę przestać o nim myśleć a mój tata niestety mi tego nie ułatwił.
- Jasne. Z cebulą.
Uśmiechnęłam się i zaczęłam przygotowywać potrawę. Szczerze mówiąc gotowanie szło mi całkiem nieźle. Za pomocą mojej różdżki i magicznego zaklęcia pokroiłam cebulę (zaczęłam oczywiście płakać), rozbiłam jajka, dodałam przyprawy, wszystko wrzuciłam na patelnię. Po chwilę jajecznica była gotowa. Podałam ją na liściu sałaty. Wyglądała pysznie.
- Dziękuje ci słoneczko - powiedział tata i zaczął wcinać.
- Pójdę na górę - odparłam i pobiegłam do swojego pokoju.
Z początku nie wiedziałam co będę robić przez cały dzień. Stwierdziłam, że wypadałoby spotkać się z przyjacielem więc napisałam do Zabiniego z propozycją. Odpowiedział w mgnieniu oka i umówiliśmy się w połowie drogi, pod starym dębem za 10 minut
Przy drzwiach krzyknęłam jeszcze do taty że wychodzę. Wybiegłam z domu.

- Zabini, tak strasznie się stęskniłam! - Rzuciłam się przyjacielowi na szyję.
- Dobrze cię widzieć- przytulił mnie mocno.
- Opowiadaj co tam u ciebie, jak wyjazd. - Chwytając go za rękę zaciągnęłam na ławkę koło starego dębu.
- Hm... od czego by tu zacząć - zastanowił się chłopak. - No, to może od początku. 
Podróż do Albanii minęła bez problemów, nawet nie jechaliśmy tak długo.
Mieszkaliśmy w świetnym hotelu, z okna mieliśmy widok na wybrzeże. Mamie tak się tam spodobało, że nie chciała tutaj wracać. Było bardzo ciepło, większość czasu spędzaliśmy na plaży, a jak nie to zwiedzaliśmy. Tam jest tyle pięknych zamków że to się w głowie nie mieści. Maamy cudowne ruchome zdjęcia, kiedyś ci je pokażę. Po powrocie siedziałem kilka dni w domu, bo źle się czułem a w dalszą część znasz, chciałem się spotkać już wczoraj. Mniejsza z tym. A co u ciebie?
Zaczęłam mówić mu o dniach spędzonych w domu, o tym że byłam na zakupach kilka razy,o tym że uczyłam się zaklęć, ale moja opowieść była dużo bardziej nudna niż jego. Potem zaczęliśmy plotkować o ludziach z sąsiedztwa, a następnie postanowiłam wypytać się go o Malfoyów.
- Bo wiesz, w ostatnim czasie miałam okazję poznać twojego przyjaciela, Dracona - powiedziałam nieśmiało.
-  Dracona? Jak? - zapytał ze zdziwieniem.
- No bo... Wczoraj kiedy odwołałam spotkanie on i jego rodzice przyszli do nas w odwiedziny. Lucjusz Malfoy to kolega mojego taty z pracy. No i wiesz przyszedł on, Narcyza i Draco. Całkiem fajny z niego chłopak. Przyjaźnicie się? - zapytałam.
- Tak, jesteśmy razem w Slytherinie i do tego na jednym roku w Hogwarcie. Pewnie cię podrywał! Cały Draco. - Spojrzał na mnie badawczo i nie czekając na odpowiedź zaczął swój monolog. - Draco może i jest fajny, ale tylko w stosunku do kolegów, i to takich których uważa za równych. Jest cholernie rozpieszczony, nie liczy się z niczyimi uczuciami. Przyjaźnie się z nim, ale momentami nie potrafię z nim wytrzymać. W stosunku do dziewczyn zachowuję się nie za fajnie, tylko machnie grzywką i już każda na niego leci, to jest nie do wytrzymania na dłuższą metę. Uwierz mi. On myśli że jest niewiadomo kim. 
Wmurowało mnie. Nigdy nie słyszałam żeby Blaise emocjonował się tak czymś. Cechował go spokój i opanowanie, a teraz na jego twarzy pojawił się wyraz zaniepokojenia . Nie rozumiałam jego zachowania.
- Spokojnie, tylko mnie odwiedził, nie robiliśmy niewiadomo czego - odparłam nieco urażona.
- Przepraszam cię - mruknął. - Ja po prostu nie chcę żeby cię skrzywdził. 
Przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem. Potem długo rozmawialiśmy o Draconie. Zdaniem Blaise’a bawił się dziewczynami jak zabawkami, nie szanował ich uczuć. Z początku nie chciałam w to wierzyć, chłopak którego poznałam dzień wcześniej wydawał się inny lecz po opowieściach przyjaciela zmieniałam zdanie na jego temat. Było mi przykro że Draco taki jest.
- Laurene, coś czuję że Draco wpadł ci w oko.- powiedział Zabini  już spokojnym tonem - Widzę to po twojej twarzy. Bardzo się przejmujesz tym co ci o nim mówię.
- Ja.. nie wiem, może masz rację ale na pewno wezmę pod uwagę Twoje słowa. Pewnie i tak się już nie zobaczymy, chodzimy do innych szkół.
Potem postanowiliśmy się przejść, zrobiliśmy rundę w Okół stawu, spacerowaliśmy wąskimi uliczkami wśród pachnących drzew lipy, pogoda była wspaniała. Cieszyłam się, że mam takiego wspaniałego przyjaciela przy którym mogłam być sobą. Żałowałam jednak że nie chodzimy razem do szkoły i nie mogę z nim spędzać czasu codziennie. Wakacje były jedyną możliwością naszych spotkań, mimo tego świetnie się dogadywaliśmy. Będąc daleko od siebie pisaliśmy listy, przesyłaliśmy sobie nawet prezenty na święta i urodziny. Nasza przyjaźń była niesamowita. Momentami zastanawiałam się jakby wyglądał nasz związek ale Zabini nie był typem chłopaka, z którym chciałabym być blisko, bardzo blisko.
Ze spaceru wróciłam o północy i od razu położyłam się spać.

Reszta wakacji minęła w oka mgnieniu. Ocknęłam się dopiero dwa dni przed wyjazdem do Beauxbatons, zdałam sobie sprawę z tego że jeszcze nie kupiłam książek i przyborów szkolnych.
Poprosiłam tatę aby zawiózł mnie na Pokątną. 
O godzinie jedenastej byłam na miejscu. Pierwszą rzeczą którą koniecznie musiałam załatwić była nowa szata szkolna, na starą wylał się eliksir śmierdzącego grzyba. Mimo wielu prób magicznego prania zapach odczuwalny był cały czas. 
Na Pokątnej znajdowały się dwa sklepy z szatami.
Jeden z nich butik Madam Malkin budził zainteresowanie wśród przechodniów. Za oszklonymi szybami można było dostrzec machające żywe manekiny. Sklep rzucał się w oczy ze względu na fioletowy kolor tynku. Był bardzo chętnie odwiedzany gdyż można było tam dostać ubrania szkolne w
przystępnej cenie.
Jeśli chodzi o drugi sklep, był bardziej niepozorny, choć wnętrze było bardzo ekskluzywne. 
Ściany udekorowane były tapetami kolorze beżowym z czarnymi kwiecistymi motywami.
Wielki kryształowy żyrandol zapierał dech w piersiach. Butik nosił nazwę „Jedwabna kraina” i był on moim ulubionym miejscem na czarodziejskiej ulicy.
- Dzień dobry! - powiedziałam otwierając obdrapane drzwi, które w żadnym stopniu nie pasowały do wystroju wewnętrznego. 
- Oh,ciao, witam panno Meadow.- z zza półek z różnymi materiałami wyłoniła się  głowa pana Rossi.
Był to niski, siwiejący już mężczyzna o ciemnej karnacji. Zawsze ubrany był w stylową 
marynarkę, na szyję zakładał męską apaszkę a na nogi eleganckie buty. Przez większość swojego życia mieszkał we Włoszech, stąd często też wplatał do zdań włoskie słówka. Był bardzo miłym i serdecznym człowiekiem.
Pan Rossi znał mnie dość dobrze gdyż byłam częstym klientem w jego sklepie
- Panie Rossi, koniecznie potrzebuję nowej szaty do szkoły, proszę żeby pan mi coś doradził. W tym roku o ile wiem są dostępne 3 modele. - Uśmiechnęłam się poczciwie do niego.
- Oczywiście, znajdziemy cos dla pani, no problemo - staruszek odwzajemnił mój uśmiech i ruszył w stronę wielkiej szafy na końcu sklepu. Koło niej stało biurko. Było całe w szkicach i pomysłach na nowe stroje. Mężczyzna wziął katalog i pokazał mi stronę zatytułowaną „Beauxbatons- szaty”
- Jaki strój ci odpowiada? - zapytał .
Wybór był trudny. Każda szata była piękna, różniły się od siebie długością i wstawkami.
Ostatecznie zdecydowałam się na bladoniebieską pelerynę z herbem naszej szkoły na piersi.
Sprzedawca poprosił mnie o chwilę cierpliwości, otworzył szafę i zaczął szukać odpowiedniego dla mnie rozmiaru. 
- Myślę że ta będzie dobra - powiedział podając mi strój.
Machnęłam różdżką jakby „Od niechcenia” i strój natychmiast znalazł się na mnie.
Podeszłam do lustra. Leżała na mnie dość dobrze
- Perfetto - Usłyszałam głos za swoimi plecami. Staruszek klasnął w ręce.
Po udanej transakcji ruszyłam dalej

Na pokątnej musiałam załatwić też nowe podręczniki.
Przy okazji spotkałam wiele moich koleżanek ze szkoły. Jedną z nich była Matilda Ruckle. Ona też była w Papillons
- Laurene - zaczęła kiedy już przywitałyśmy się ze sobą. - Pamiętasz jak w zeszłym roku starsze dziewczyny jechały do Howdegartu, no wiesz tam do tej szkoły magii ?
-Do Hogwartu - poprawiłam ją i zaśmiałam się.
- Tak, tak własnie. Ponoć i w tym roku nasz rocznik ma tam pojechać! Super prawda?
Słowa Matildy wywołały uśmiech na mojej twarzy. 
- Skąd to wiesz? - zapytałam 
- Moja mama pracuje z siostrą Madame Sulivan, naszej nauczycielki zaklęć. To raczej potwierdzone informacje, ale jakby coś to nic ci nie mówiłam, to prawdopodobnie jest niespodzianka - powiedziała
- Dobrze, już nie mogę się doczekać – odrzekłam 
- No nic, ja już muszę iść, bo umówiłam się z mamą pod Olivanderem. Do zobaczenia w poniedziałek - dziewczyna objęła mnie i poszła.
W ciągu następnej godziny zdobyłam książki, nowy kociołek i wszystko co było mi potrzebne.

Cały następny dzień zleciał mi na pakowaniu się. Myślałam nad ewentualnym wyjazdem do Hogwartu. Byłoby wspaniale spotkać się z Zabinim. Nie mogłam się doczekać. 
Poszłam wcześnie spać  żeby być wypoczętą na wyjazd.

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział I

Witam drogich czytelników ! Na tym blogu będę na bieżąco publikować rozdziały mojej powieści, która właśnie powstaje  :)
Jest to Fan Fiction o tematyce Potterowskiej, nieco inne niż większość z którymi miałam do czynienia. Mam nadzieję, że zaciekawię was tą historią, że będziecie często odwiedzać bloga.
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA :)!

Rozdział I.

Mam na imię Laurene Meadow, mam 16 lat i jestem uczennicą Akademii Beauxbatons we Francji. Należę do grupy Papillons. Mieszkam w Angli  razem z mamą Amandą, która jest autorką  książek dotyczących teorii magii. Mój tata Thomas jest pracownikiem Ministerstwa Magii.
Pewnego wakacyjnego dnia jak co dzień leżałam sobie na leżaku w moim ogrodzie i czytałam książkę. Zastanawiałam się, jak spędzę resztę dnia, gdy nagle zadzwonił do mnie Blaise.
Zabini Blaise był moim bardzo dobrym przyjacielem. Poznałam go w dzieciństwie i nasza znajomość przerodziła się w prawdziwą przyjaźń. Mimo tego, że Zabini chodził do szkoły w Hogwarcie często się spotykaliśmy, ponieważ mieszkał całkiem niedaleko mnie.
- Cześć Laurene, miałabyś może ochotę i czas się dziś ze mną przejść na spacer tak pod wieczór? - zapytał. - Opowiedziałbym ci co nieco o  wyprawie do Albanii.
- Pewnie - odrzekłam uradowana. - Świetnie że zadzwoniłeś. To co, może o 17 pod starym Dębem?
-Okej, to do zobaczenia.
Bardzo się ucieszyłam propozycją przyjaciela. Stęskniłam się za nim, prawie przez całe wakacje nie było go w domu i nie mieliśmy okazji się zobaczyć.
Zapowiada się świetny dzień -pomyślałam i dalej zabrałam się do czytania. Minęło może 20 minut, kiedy usłyszałam kroki w domu. Przeraziłam się, wiedziałam, że rodzice od rana są w pracy w takim razie kto jest w budynku?
Wyciągnęłam różdżkę, choć dobrze wiedziałam, że poza szkołą nie wolno mi było używać czarów. Mimo tego z nią czułam się bezpieczniej. Weszłam po cichu przez taras i zawołałam:
- Kto tu jest?
Zza rogu wynurzyła się uśmiechnięta twarz mojego taty.
- Tato! Nie strasz mnie tak! Co Ty tu robisz? - zapytałam z lekkim przerażeniem w głosie.
- Przepraszam córeczko. Nie chciałem,żebyś przestraszyła się własnego ojca - dodał z ironią. - Dziś w ogóle nie pracuję, skoczyłem na chwilę do Ministerstwa pozałatwiać zaległe sprawy. Dodatkowo zaprosiłem dziś na kolację Lucjusza Malfoya i jego rodzinę. Pamiętasz ich?
- Niebardzo. Wiem tylko, że Lucjusz to twój współpracownik - odpowiedziałam.
- W każdym razie chciałem cię prosić, żebyś nigdzie dziś nie wychodziła. Malfoyowie mają podobno syna w Twoim wieku a ja powiedziałem, żeby też przyszedł.
- Nie, właśnie niedawno umówiłam się z Zabinim na spacer, tak dawno się nie widzieliśmy - Rzekłam nieco rozczarowana. - Nie będę tu siedzieć z jakimś nieznajomym kolesiem. Pewnie to jakiś sztywniak.
- Kochanie - zaczął łagodnie tata. - Proszę cię. Nie mów tak. Pokażesz mu okolicę, porozmawiacie o swoich szkołach, może to fajny chłopak?
- Eh, no nie wiem…
- Proszę cię, Lauren
- No dobrze, zostanę.
Tata podszedł do mnie i przytulił mnie.
- Dziękuję Ci - powiedział  i odszedł
Wzięłam do ręki telefon i napisałam sms do Blaisa, w którym odwowałam nasze spotkanie.
Stwierdziłam, że przed wizytą gości powinnam trochę posprzątać mój pokój. Poszłam do góry i zajęłam się porządkami.  Mój pokój nie był duży, więc nie zajęło mi to dużo czasu. Postanowiłam też się odświeżyć i przebrać w coś elegantszego. Do tej pory całe dnie siedziałam w potarganych szortach i koszulce z herbem Beauxbatons.
Przebrałam się w nową sukienkę. Była lekko różowa, idealnie podkreślała moją bladą cerę.
Bardzo ją polubiłam, ponieważ dobrze mi pasowała.
- Już jestem. – Z dołu dobiegł głos mojej mamy Amandy.
Zeszłam aby się z nią przywitać
- Cześć mamo, jak tam w pracy? - zapytałam ją i pocałowałam w policzek na powitanie.
- Całkiem w porządku. Ślicznie wyglądasz w tej sukience, to ta od cioci Rosy?
- Tak, Słyszałam, że dziś mamy gości. Pomóc Ci w czymś? – spytałam.
- Możesz zrobić sałatkę, ja zajmę się resztą.
Poszłam do kuchni, aby wykonać polecenie mamy. Do mojej sałatki dałam kilka pomidorów, chrupiącą sałatę, kukurydzę i francuski ser pleśniowy. Całość posypałam świeżymi ziołami. Pachniało wspaniale.
- Kiedy przyjdą? - zadałam pytanie mamie
- Myślę, że niedługo. Lucjusz jest bardzo punktualny – odpowiedziała.

Lucjusz z rodziną pojawili się dokładnie o godzinie 16
Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi zawołałam tatę, który przyszedł i jako pierwszy powitał gości.
Najpierw w przedsionku pojawiła się bardzo elegancka kobieta. Miała długie, czarno-białe włosy i wydawała się bardzo serdeczna. Przywitała ojca po czym zwróciła się do mnie:
- Witaj, nazywam się Narcyza. Tutaj taki mały podarunek od naszej rodziny. - Wręczyła mi małą torebeczkę.
- Dziękuję pani bardzo, zapraszamy dalej - powiedziałam przymilnym głosem i zanim odłożyłam podarunek, spojrzałam do środka. Był tam jakiś naszyjnik, prawdopodobnie z kryształu.
Następnie wszedł Lucjusz. Był długowłosym blondynem o ostrych rysach twarzy. Po przywitaniu się z rodzicami podszedł do mnie.
- Jestem Lucjusz Malfoy, pewnie kojarzysz mnie z opowieści Thomasa. Pracujemy razem już od 10 lat, więc pewnie obiło ci się o uszy moje imię. Pamiętam cię jako bardzo małą dziewczynkę, tak bardzo urosłaś, że nie poznałbym cię...
Z początku słuchałam co do mnie  mówił, lecz w pewnym momencie straciłam kontakt z rzeczywistością. Do naszego domu wszedł wysoki młodzieniec o niebieskich oczach i blond włosach po ojcu. Był bardzo przystojny. Nigdy nie widziałam równie urodziwego chłopaka.
- Witam - przywitał rodziców.
Podszedł do mojej mamy i pocałował ją w rękę. Z moim tatą zamienił kilka słów, po czym poszedł dalej. Chyba mnie nie zauważył. Z resztą nie było to dziwne, gdyż nasz przedsionek był bardzo małym pomieszczeniem a przede mną stała Narcyza i mama. Zasłaniały mnie.
- Draco, przywitałeś się z córką Thomasa? - zapytała jego matka.
Moja mama odsunęła się i popchnęła mnie lekko do przodu, żebym mogła powitać gościa.
Dopiero wtedy chłopak zauważył mnie. Zrobił krok w przód i podał mi rękę
- Cześć  nazywam się Draco.
- Cześć, Laurene - bąknęłam nieśmiało.
Goście weszli dalej, rozgościli się w salonie. Z początku było trochę sztywno, Lucjusz wypytywał ojca głównie o sens korzystania z mugolskich przedmiotów, takich jak telefon czy telewizor. Wiedziałam, że ten człowiek był sceptycznie nastawiony do mugoli. Na szczęście mój tata dyplomatycznie wybrnął z drażliwego tematu. Potem dorośli  zaczęli rozmawiać na różne tematy związane z magią i ministerstwem. Draco siedział na drugim końcu stołu i widocznie nad czymś rozmyślał.
W pewnym momencie podeszła do mnie mama i szepnęła do ucha
- Weź Dracona na górę, pokaż mu pokój. Będziecie się tu nudzić.
Przytaknęłam głową i podeszłam do niego.
- Słuchaj - zaczęłam nieśmiało. - Może chciałbyś pójść na górę, bo tu może być trochę nudno.
- Jasne. - Uśmiechnął się. Poczułam też jego perfumy i aż zakręciło mi się w głowie.
Udaliśmy się po schodach na górne piętro, weszliśmy do mojego pokoju i zamknęłam drzwi.
- Siadaj - powiedziałam do niego.
- Może opowiem coś o sobie. No to jak już wiesz jestem Draco. Jestem uczniem Hogwartu, całkiem fajna szkoła powiem szczerze.
- Znam jednego chłopaka, który chodzi tam. Nazywa się Zabini Blaise - przerwałam mu.
- Znasz go? - zapytał zdumiony.
- No tak, przyjaźnimy się od dawna. Zabini mieszka tu niedaleko.
Chłopak zmarszczył brwi po czym odrzekł z lekkim uśmiechem
-No widzisz. Dobrze się znamy ze szkoły. Jesteśmy razem w domu, w Slytherinie. Szczerze mówiąc nigdy nie miałem okazji być u niego w domu ale czasem przebąkiwał mi o jakiejś ślicznej dziewczynie mieszkającej w jego okolicy.
Zarumieniłam się. Myślałam że Draco jest osobą bardziej zamkniętą w sobie, tajemniczą. Jak na razie nic na to nie wskazywało.
- To może teraz ty co nieco o swojej osobie - zachęcił mnie.
-Okej jeśli chcesz. Więc mam na imię Laurene, interesuję się modą hmm co by tu jeszcze dodać. Chodzę do Akademii Beauxbatons we Francji .
- W zeszłym roku do Hogwartu przyjechało dużo dziewczyn z twojej szkoły, ty też byłaś ? - zapytał.
- Nie, ale pamiętam że rok starsze dziewczyny po przyjeździe plotkowały o tym, jacy to u was w szkole są przystojni chłopcy. - Zachichotałam. - Pewnie chodziło im o Zabiniego.
Draco wyszczerzył zęby i rzekł głośno:
- Jeden z największych przystojniaków siedzi właśnie tuż obok ciebie.
Z każdą chwilą czułam się swobodniej w jego towarzystwie. Potem przez dłuższy czas opowiadaliśmy sobie o naszych szkołach, o rodzinach i o wszystkim co nas dotyczyło.
Dowiedziałam się, że Draco mieszka w oddalonym od nas o kilkanaście kilometrów mieście, że nie ma rodzeństwa ale ma młodszych kuzynów , że uwielbia grać w Quidditch'a.
- Wiesz, może to głupio zabrzmieć ale mam wrażenie jakbyśmy znali się już od dawna. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że tak miło spędzę dziś czas - powiedziałam.
- Ze mną było podobnie. Moi rodzice niemal zmusili mnie, żebym tu przychodził ale czuję, że było warto.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, kiedy z dołu dobiegł głos Lucjusza.
- Draconie, zejdź proszę na chwilę na dół.
Chłopak wyszedł z pokoju i zniknął.
Korzystając z sytuacji weszłam do łazienki i oblałam twarz zimną wodą. Byłam cała czerwona.
Po niedługiej chwili wrócił Draco.
- Za jakiś czas będziemy wracać. Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze zobaczymy - zagadnął.
- Fajnie by było - odpowiedziałam mu. - Może pooglądamy telewizję?
Chłopak zrobił dziwną minę. Od razu zdałam sobie sprawę z tego, że skoro Lucjusz nienawidzi mugolskich produktów to pewnie jego syn ma podobne zdanie na ten temat. Osobiście nie miałam nic do mugoli. Może dlatego, że nikt nie wywierał na mnie żadnej presji, że mam ich nieznosić od tak.
- Jasne - odparł, a jego wykrzywiona twarz zamieniła się w sztuczny uśmiech.
Oglądaliśmy bajki. Wygłupialiśmy się razem i śmialiśmy. Bawiliśmy się znakomicie, aż w końcu nadszedł czas i Malfoyowie musieli już jechać.
Na dole pożegnałam się ze wszystkimi i poszłam do góry.
Musiałam wyjść na balkon, znowu zrobiło mi się słabo. W brzuchu czułam jakiś dziwny ucisk.
Kiedy było mi już lepiej weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Przed oczami ciągle miałam obraz uśmiechającego się do mnie Dracona. Przemknęło mi przez myśl, że skoro jest taki popularny, to z pewnością kręcą się koło niego tłumy dziewczyn.
- No, i jak tam nowy kolega? - Z rozmyślań wyrwała mnie mama, która niezauważona stanęła obok mnie. Miała jakąś podejrzaną minę,  więc postanowiłam dowiedzieć się o co jej może chodzić.
- W porządku, jest bardzo sypmatyczny. Dobrze się dogadywaliśmy i postanowiliśmy się spotkać jeszcze kiedyś - odpowiedziałam. - A co?
- A no, nic nic. - Odwróciła głowę żebym nie mogła zobaczyć wyrazu jej twarzy. - Widziałam jak na Ciebie patrzył.
- Aj tam - odrzekłam. Mimo tego zainteresowały mnie słowa mamy. - Jak niby się patrzył?
Ale ona nie odpowiedziała, poruszyła jednak znacząco brwiami i wyszła.
Zostałam sama z myślami. Doszłam do wniosku, że Draco zrobił na mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie. Chiałam się z nim jeszcze kiedyś spotkać. Pomyślałam, że muszę delikatnie wypytać o niego Blaise'a. Chciałam napisać do niego wiadomość, ale byłam tak zmęczona, że zasnęłam.