Nie zdradzając dalszych losów Laurene mogę Wam tylko powiedzieć, że w najbliższych rozdziałach czeka Was zaskoczenie i mogę zapewnić, że historia jest inna niż wszystkie, dlatego liczę na cierpliwość :)
Zachęcam do komentowania, każde słowo napisane przez Was jest dla mnie niezwykle ważne.
Rozdział króciutki, ale myślę, że będzie Wam się podobał
Miłego czytania :)
Rozdział VII.
To był
bardzo pracowity tydzień. Nauczyłam się wielu nowych rzeczy. Najbardziej
podobały mi się lekcje obrony przed czarną magią, miałam dobry kontakt z
profesorem Lupinem. Dużą trudność sprawiało mi zielarstwo, nie potrafiłam zapamiętać nawet najprostszych pojęć. Byłam zachwycona Hogwartem i cieszyłam się, że zostanę tu
tak długo. Co ciekawe, bardzo spodobał mi się quidditch. Kilka razy poszłam
pograć na boisko z Zoe. Na jednym treningu zobaczyłam, że Draco i Zabini
oglądają moje wyczyny na miotle. Obaj zgodnie przyznali, że całkiem nieźle mi idzie.
Byłam też w ciągłym kontakcie z rodzicami, co kilka dni wysyłaliśmy sobie listy.
Popołudnia spędzałam z Matildą, Zoe ,Berry i Stellą. Pewnego razu, kiedy siedziałyśmy wszystkie razem na dziedzińcu transmutacji Matilda zaczęła rozmowę:
- Dziewczyny, czy to jest możliwe że żadna z nas jeszcze nie została zaproszona na bal?
- Ja już mam partnera – odpowiedziała dumnie Stella.
Wszystkie wytrzeszczyłyśmy oczy.
- Nic nam nie mówiłaś! – Oburzyłam się.
- Jakoś nie było okazji – skłamała dziewczyna. Codziennie rozmawiałyśmy, więc była to słaba wymówka.
- Powiedz nam, kto jest tym szczęściarzem! – Zoe wstała i siadła koło Stelli: – No dalej, może to Harry Potter? A może...
- Nie, to Lee Jordan. Jest naprawdę miły.
- Zazdroszczę Ci – odpowiedziała smutno Matilda. – Mnie nie nikt nie zaprosi, mówię wam.
- Jesteś pesymistką. Ja się tym nie przejmuję. Ale mam nadzieję, że wybiorę się z Oliverem Woodem, poznaliśmy się na treningach quidditcha. Jest kapitanem drużyny, świetnie nam się rozmawia. A ty Laurene?
- Szczerze mówiąc jeszcze nie dostałam zaproszenia – odrzekłam i zabrałam się za czytanie książki.
W weekend odbyło się wyjście do Hosmeade. Była to malutka wioska zamieszkana w pełni przez czarodziejów. Panowała tu wspaniała atmosfera, wąskie uliczki i wysokie domki wyglądały cudownie w świetle zachodzącego słońca.
Szliśmy całą grupą gryfonów i uczennic Beauxbatons. Byłam zajęta rozmową z Fredem i Georgem Weasleyem, którzy z wielkim przejęciem opowiadali mi o sklepie Zonka.
- Proszę mnie posłuchać! – krzyknęła profesor McGonagall. - Mamy godzinę 18, macie czas wolny do 21. Proszę żeby panny z Papillons nie chodziły same, aby się nie zgubiły. Pani Sullivan została w zamku, więc jesteście pod moją opieką.
Po tych słowach uczniowie rozeszli się w kilkuosobowych grupkach. Zostałam z Matildą i dołączyli się do nas bliźniacy.
- To co dziewczyny? Idziecie z nami do Zonka? – zapytali jednocześnie.
- Chętnie, ale najpierw napiłabym się czegoś – Powiedziała Matilda. – A ty Laurene?
- Ja też. Jest tu jakaś gospoda, kawiarnia?
- Pod Trzema Miotłami, serwują tam najlepsze kremowe piwo na świecie! – odparł entuzjastycznie George. – Musicie iść ciągle prosto i potem w prawo, a my lecimy do Zonka.
Wesleyowie opuścili nas, a my wolno szłyśmy w kierunku wskazanego miejsca.
W połowie drogi dołączył się do nas Dean Thomas, kolega z Gryffindoru.
- Wybaczcie, że przeszkadzam, ale chciałem z tobą porozmawiać Til... eee, to znaczy Matildo – oznajmił nieco onieśmielony.
Wytrzeszczyłam oczy. Til? Przecież tego zdrobnienia używałam tylko ja.
- Jasne.– Odparła cicho Matilda i udała się za Deane’m. W jej oczach dostrzegłam dziwny błysk. Czułam, że o czymś mi nie powiedziała. Odwróciła się jeszcze przez ramię i pomachała mi, po czym zniknęła za rogiem.
Na ulicy mijałam puchonów, krukonów i ślizgonów a razem z nimi moje koleżanki ze szkoły uśmiechające się do mnie. Szłam ciągle przed siebie według wskazówek bliźniaków, aż w końcu doszłam do Pubu Pod Trzema Miotłami. Już przez okno zobaczyłam, że wszystkie miejsca są zajęte, więc postanowiłam znaleźć inne miejsce, gdzie będę mogła się czegoś napić. Skręciłam w lewo, szłam bardzo wąską uliczką a po jakimś czasie doszłam do Karczmy o nazwie Pod Świńskim Łbem. Nieśmiało otworzyłam stare, drewniane drzwi i weszłam do środka. Pomieszczenie było ciemne i nieprzyjemne. Weszłam dalej, lecz nie zobaczyłam tam żadnych uczniów Hogwartu. Nagle zza lady wyłonił się barman o przerażającym wyrazie twarzy, który czyścił naczynia za pomocą brudnej ścierki.
- Co podać? – odezwał się szorstkim, niskim głosem.
- Jest kremowe piwo?- Zapytałam nieśmiało robiąc mały krok w tył.
- Nie ma – odpowiedział barman i wypuścił z rąk kufel, który rozbił się z hukiem na kamiennej posadzce.
Mężczyzna wyszedł zza lady i powoli zbliżał się do mnie. Zrobiłam kolejny krok w tył.
Nagle poczułam że ktoś łapie mnie za biodra, z przerażenia głośno pisnęłam.
- Spokojnie – usłyszałam za sobą męski głos. Kiedy obróciłam zobaczyłam Dracona.
Byłam też w ciągłym kontakcie z rodzicami, co kilka dni wysyłaliśmy sobie listy.
Popołudnia spędzałam z Matildą, Zoe ,Berry i Stellą. Pewnego razu, kiedy siedziałyśmy wszystkie razem na dziedzińcu transmutacji Matilda zaczęła rozmowę:
- Dziewczyny, czy to jest możliwe że żadna z nas jeszcze nie została zaproszona na bal?
- Ja już mam partnera – odpowiedziała dumnie Stella.
Wszystkie wytrzeszczyłyśmy oczy.
- Nic nam nie mówiłaś! – Oburzyłam się.
- Jakoś nie było okazji – skłamała dziewczyna. Codziennie rozmawiałyśmy, więc była to słaba wymówka.
- Powiedz nam, kto jest tym szczęściarzem! – Zoe wstała i siadła koło Stelli: – No dalej, może to Harry Potter? A może...
- Nie, to Lee Jordan. Jest naprawdę miły.
- Zazdroszczę Ci – odpowiedziała smutno Matilda. – Mnie nie nikt nie zaprosi, mówię wam.
- Jesteś pesymistką. Ja się tym nie przejmuję. Ale mam nadzieję, że wybiorę się z Oliverem Woodem, poznaliśmy się na treningach quidditcha. Jest kapitanem drużyny, świetnie nam się rozmawia. A ty Laurene?
- Szczerze mówiąc jeszcze nie dostałam zaproszenia – odrzekłam i zabrałam się za czytanie książki.
W weekend odbyło się wyjście do Hosmeade. Była to malutka wioska zamieszkana w pełni przez czarodziejów. Panowała tu wspaniała atmosfera, wąskie uliczki i wysokie domki wyglądały cudownie w świetle zachodzącego słońca.
Szliśmy całą grupą gryfonów i uczennic Beauxbatons. Byłam zajęta rozmową z Fredem i Georgem Weasleyem, którzy z wielkim przejęciem opowiadali mi o sklepie Zonka.
- Proszę mnie posłuchać! – krzyknęła profesor McGonagall. - Mamy godzinę 18, macie czas wolny do 21. Proszę żeby panny z Papillons nie chodziły same, aby się nie zgubiły. Pani Sullivan została w zamku, więc jesteście pod moją opieką.
Po tych słowach uczniowie rozeszli się w kilkuosobowych grupkach. Zostałam z Matildą i dołączyli się do nas bliźniacy.
- To co dziewczyny? Idziecie z nami do Zonka? – zapytali jednocześnie.
- Chętnie, ale najpierw napiłabym się czegoś – Powiedziała Matilda. – A ty Laurene?
- Ja też. Jest tu jakaś gospoda, kawiarnia?
- Pod Trzema Miotłami, serwują tam najlepsze kremowe piwo na świecie! – odparł entuzjastycznie George. – Musicie iść ciągle prosto i potem w prawo, a my lecimy do Zonka.
Wesleyowie opuścili nas, a my wolno szłyśmy w kierunku wskazanego miejsca.
W połowie drogi dołączył się do nas Dean Thomas, kolega z Gryffindoru.
- Wybaczcie, że przeszkadzam, ale chciałem z tobą porozmawiać Til... eee, to znaczy Matildo – oznajmił nieco onieśmielony.
Wytrzeszczyłam oczy. Til? Przecież tego zdrobnienia używałam tylko ja.
- Jasne.– Odparła cicho Matilda i udała się za Deane’m. W jej oczach dostrzegłam dziwny błysk. Czułam, że o czymś mi nie powiedziała. Odwróciła się jeszcze przez ramię i pomachała mi, po czym zniknęła za rogiem.
Na ulicy mijałam puchonów, krukonów i ślizgonów a razem z nimi moje koleżanki ze szkoły uśmiechające się do mnie. Szłam ciągle przed siebie według wskazówek bliźniaków, aż w końcu doszłam do Pubu Pod Trzema Miotłami. Już przez okno zobaczyłam, że wszystkie miejsca są zajęte, więc postanowiłam znaleźć inne miejsce, gdzie będę mogła się czegoś napić. Skręciłam w lewo, szłam bardzo wąską uliczką a po jakimś czasie doszłam do Karczmy o nazwie Pod Świńskim Łbem. Nieśmiało otworzyłam stare, drewniane drzwi i weszłam do środka. Pomieszczenie było ciemne i nieprzyjemne. Weszłam dalej, lecz nie zobaczyłam tam żadnych uczniów Hogwartu. Nagle zza lady wyłonił się barman o przerażającym wyrazie twarzy, który czyścił naczynia za pomocą brudnej ścierki.
- Co podać? – odezwał się szorstkim, niskim głosem.
- Jest kremowe piwo?- Zapytałam nieśmiało robiąc mały krok w tył.
- Nie ma – odpowiedział barman i wypuścił z rąk kufel, który rozbił się z hukiem na kamiennej posadzce.
Mężczyzna wyszedł zza lady i powoli zbliżał się do mnie. Zrobiłam kolejny krok w tył.
Nagle poczułam że ktoś łapie mnie za biodra, z przerażenia głośno pisnęłam.
- Spokojnie – usłyszałam za sobą męski głos. Kiedy obróciłam zobaczyłam Dracona.
– Jesteś bezpieczna.
Chłopak bardzo mnie przestraszył, serce biło mi bez opamiętania. Bez zawahania wyszłam z karczmy i szybkim krokiem udałam się w kierunku Trzech Mioteł.
- Zaczekaj! - krzyknął. – A jakieś słowa podziękowania za obronę przed dziwnym barmanem? Nie wiadomo, co chodzi mu po głowie
- Dziękuję – powiedziałam . – Ale dostałam prawie zawału przez Ciebie. Poza tym nie lubię, gdy ktoś mnie dotyka, nie życzę sobie tego.
Malfoy zrobił smutną minę.
- Przepraszam Laurene, nie chciałem żebyś odebrała to jako coś złego. W ogóle możesz mi powiedzieć dlaczego wybrałaś się do Świńskiego Łba? - Popatrzył na mnie ze zdziwieniem. – I powiedz z kim tak nieodpowiedzialnym szłaś, że zostawił Cię samą w obcym miejscu?
- Szłam z Weasleyami, ale…
- Wszystko jasne – burknął Draco. – Pewnie poszli oglądać swoje głupie zabawki do sklepu Zonka.
- Oni są bardzo mili! – Sprzeciwiłam się.
- Ta, bardzo.
- Co do mojego wyjścia do karczmy – szybko zmieniłam temat - nie sądziłam, że jest to tak obskurne miejsce. Chciałam napić się kremowego piwa, a w Trzech Miotłach nie ma już miejsca.
- Nadal masz ochotę się czegoś napić? Miejsce na pewno się znajdzie, o to się nie martw.
- Chętnie – odpowiedziałam mu i udaliśmy się w stronę Pubu.
W środku, tak jak przypuszczałam, był straszny tłok. Zobaczyłam Matildę i Deana siedzących pod oknem zajętych konwersacją. Til wyglądała na szczęśliwą.
Draco poprosił mnie o chwilę cierpliwości, a gdy wrócił oznajmił, że zamówił piwo.
Zaprowadził mnie do jedynego wolnego stolika w samym rogu sali tuż obok kominka.
- Smakuje Ci?- Zapytał kiedy zrobiłam pierwszy łyk.
- Bardzo – odpowiedziałam.
Malfoy przybliżył się do mnie i palcem starł mi wąs z piwnej piany.
- Ekhem.
Usłyszałam za plecami chrząknięcie. Stał tam Zabini Blaise z poważną miną.
- Draco, Pansy chce Ci coś powiedzieć – zaczął mój przyjaciel.
- Akurat teraz? – zapytał drwiąco Draco.
- Tak właśnie w tym momencie. Mówi, że to ważna sprawa - odparł Zabini ukradkiem zerkając na mnie. Uśmiechnęłam się do niego.
- To sobie poczeka – powiedział ostro i dobitnie Malfoy. – Jestem zajęty nie widzisz?
Zrezygnowany Blaise odszedł kilka kroków od naszego stolika.
- To na czym stanęliśmy? – szepnął Draco i ponownie zbliżył się do mnie, tym razem innym celu.
- A jeszcze jedno! – Powiedział głośno Blaise, który ponownie, niby przypadkiem znalazł się obok nas. – Masz dzisiaj dyżur u Snape’a.
- Świetnie, a teraz czy mógłbyś nas zostawić samych bo widzę, że nie zrozumiałeś za pierwszym razem idioto! – Warknął Draco.
- Spokojnie – powiedziałam i odsunęłam się od niego.
Byłam wstrząśnięta zachowaniem Malfoya. Był arogancki i nieprzyjemny, zupełnie taki, jak opisywali go inni. Może ukrywa coś przede mną? A może miły dżentelmen to jego prawdziwa twarz ? Nic z tego nie rozumiałam.
Siedzieliśmy w ciszy. Dopiłam resztę kremowego piwa i już chciałam się zbierać, kiedy Draco przemówił do mnie.
- Przepraszam, że się zdenerwowałem. Po prostu Zabini ostatnio strasznie mnie denerwuje, wtyka nos w nieswoje sprawy. Wybrał sobie odpowiedni moment żeby rozmawiać o Pansy. Pff, żałosne.
- Rozumiem, ale w ten sposób stawiasz mnie w niezręcznej sytuacji. Blaise to mój przyjaciel, twój też i nie chce żebyście się kłócili.
- Dobrze, Laurene. Może pójdziemy do Miodowego Królestwa?
Dwadzieścia minut później byliśmy już w najchętniej odwiedzanym przez uczniów Hogwartu miejscu.
- Czekoladowe żaby, dyniowe paszteciki, pieprzne diabełki czy może fasolki? – Zapytała mnie sympatyczna pani stojąca za ladą.
- Poproszę fasolki – odpowiedziałam. – A Ty Draco?
- W tym sklepie nie ma nic co byłoby tak słodkie jak Ty. - szepnął mi do ucha.- Dla mnie pieprzne diabełki.
Wyszliśmy z zakupami na zewnątrz. Do zbiórki zostało nam pół godziny więc postanowiliśmy się przespacerować. Rozmawialiśmy o naszych rodzicach, byliśmy ciekawi jak mijają im dni i co nasi ojcowie robią w ministerstwie. Potem zaczęliśmy rozmowę na temat Quidditcha. Malfoy był ekspertem w tej dziedzinie. Z resztą miałam wrażenie, że na wszystkim zna się dość dobrze.
- Czas mija bardzo szybko, do balu zostały niecałe trzy tygodnie, a za tydzień próba – zaczęłam, sięgając ręką po fasolkę Bertyego Botta.
- Myślę, że będzie wspaniały, ale tak naprawdę wszystko zależy od towarzystwa. – Mówiąc to Draco pogładził mnie po dłoni. Zakręciło mi się w głowie, tak jak za pierwszym razem kiedy poczułam jego perfumy. – Masz już partnera na wieczór?
- Nie mam, nie dostałam żadnych ofert. – zaśmiałam się i popatrzyłam chłopakowi w oczy.
- Laurene, czy zechciałabyś iść ze mną na bal?
Przeczesałam delikatnie palcami moje długie, jasne włosy po czym zwróciłam się do chłopaka.
- Bardzo chętnie. – uśmiechnęłam się nieśmiało i spłonęłam rumieńcem.
Draco obiął mnie ramieniem i powiedział żartobliwie
- Tata pochwaliłby mój wybór.
Po powrocie do Hogwartu pierwsze co zrobiłam, to napisałam krótki liścik do mamy, w którym opisywałam wyjście do Hosmeade i przekazałam informację z kim idę na bal.
Poprosiłam też mamę, by przysłała mi jakąś elegancką sukienkę. Myślałam o bladoróżowej, którą kupiłam na początku wakacji. Chciałam wyglądać zjawiskowo.
- Matilda, masz już kreację na bal? – Zapytałam przyjaciółki która właśnie weszła do dormitorium.
- Szczerze mówiąc nie zastanawiałam się nad tym – odparła i usiadła koło mnie na łóżku. – Wiesz, że Dean chcę ze mną pójść?
- To super! Wydaje się być bardzo fajnym chłopakiem.
- Tak, w dodatku ma wiele zainteresowań. Świetnie maluje, mówię ci. – powiedziała rozmarzonym głosem. - Tak w ogóle to chciałam ci coś powiedzieć.
Popatrzyłam na przyjaciółkę i kiwnęłam głową.
- Zauważyłam, że często spędzasz czas ze ślizgonami, w szczególności z Malfoyem i Blaisem prawda?
- Zgadza się – odpowiedziałam. - Coś w tym złego?
- Niby nie, ale uważam że to nie jest odpowiednie dla ciebie towarzystwo. Zdaję sobie sprawę, że Zabini to twój przyjaciel od wielu lat a Draco pokazuje się z jak najlepszej strony, ale nie wiem co mam o tym myśleć. Wczoraj w przerwie pomiędzy lekcjami widziałam jak Malfoy naśmiewał się z Hermiony. Wyzywał ją od szlam. To okropne! Chwilę później doczepił się do Ginny i obrażał Freda i Georga. Kiedy przyszli jego koledzy wymądrzał się, jaki on to ma dom, ile zarabia i jak wysoko postawiony jest jego ojciec.
- Zgadzam się z tym - do rozmowy włączyła się Berry. – Laurene bądź ostrożna. Kilka dni temu, kiedy przechodziłam obok gabinetu Snape’a usłyszałam jego rozmowę z Malfoyem.
Snape pytał się Dracona, jak mu idzie. Chłopak odpowiedział mu słowami „Wszystko idzie zgodnie z planem, bardzo zbliżyłem się do Laurene Meadow”. Chyba coś jest nie tak, nie sądzisz?
Wszystko idzie zgodnie z planem? Znajomość ze mną miałaby być zaplanowana?
Wybiegłam z pokoju, chciałam jak najszybciej dowiedzieć się co to wszystko ma znaczyć.
Odruchowo skierowałam się schodami w dół w stronę lochów, bo wiedziałam, że tam spotkam Dracona.
Chłopak bardzo mnie przestraszył, serce biło mi bez opamiętania. Bez zawahania wyszłam z karczmy i szybkim krokiem udałam się w kierunku Trzech Mioteł.
- Zaczekaj! - krzyknął. – A jakieś słowa podziękowania za obronę przed dziwnym barmanem? Nie wiadomo, co chodzi mu po głowie
- Dziękuję – powiedziałam . – Ale dostałam prawie zawału przez Ciebie. Poza tym nie lubię, gdy ktoś mnie dotyka, nie życzę sobie tego.
Malfoy zrobił smutną minę.
- Przepraszam Laurene, nie chciałem żebyś odebrała to jako coś złego. W ogóle możesz mi powiedzieć dlaczego wybrałaś się do Świńskiego Łba? - Popatrzył na mnie ze zdziwieniem. – I powiedz z kim tak nieodpowiedzialnym szłaś, że zostawił Cię samą w obcym miejscu?
- Szłam z Weasleyami, ale…
- Wszystko jasne – burknął Draco. – Pewnie poszli oglądać swoje głupie zabawki do sklepu Zonka.
- Oni są bardzo mili! – Sprzeciwiłam się.
- Ta, bardzo.
- Co do mojego wyjścia do karczmy – szybko zmieniłam temat - nie sądziłam, że jest to tak obskurne miejsce. Chciałam napić się kremowego piwa, a w Trzech Miotłach nie ma już miejsca.
- Nadal masz ochotę się czegoś napić? Miejsce na pewno się znajdzie, o to się nie martw.
- Chętnie – odpowiedziałam mu i udaliśmy się w stronę Pubu.
W środku, tak jak przypuszczałam, był straszny tłok. Zobaczyłam Matildę i Deana siedzących pod oknem zajętych konwersacją. Til wyglądała na szczęśliwą.
Draco poprosił mnie o chwilę cierpliwości, a gdy wrócił oznajmił, że zamówił piwo.
Zaprowadził mnie do jedynego wolnego stolika w samym rogu sali tuż obok kominka.
- Smakuje Ci?- Zapytał kiedy zrobiłam pierwszy łyk.
- Bardzo – odpowiedziałam.
Malfoy przybliżył się do mnie i palcem starł mi wąs z piwnej piany.
- Ekhem.
Usłyszałam za plecami chrząknięcie. Stał tam Zabini Blaise z poważną miną.
- Draco, Pansy chce Ci coś powiedzieć – zaczął mój przyjaciel.
- Akurat teraz? – zapytał drwiąco Draco.
- Tak właśnie w tym momencie. Mówi, że to ważna sprawa - odparł Zabini ukradkiem zerkając na mnie. Uśmiechnęłam się do niego.
- To sobie poczeka – powiedział ostro i dobitnie Malfoy. – Jestem zajęty nie widzisz?
Zrezygnowany Blaise odszedł kilka kroków od naszego stolika.
- To na czym stanęliśmy? – szepnął Draco i ponownie zbliżył się do mnie, tym razem innym celu.
- A jeszcze jedno! – Powiedział głośno Blaise, który ponownie, niby przypadkiem znalazł się obok nas. – Masz dzisiaj dyżur u Snape’a.
- Świetnie, a teraz czy mógłbyś nas zostawić samych bo widzę, że nie zrozumiałeś za pierwszym razem idioto! – Warknął Draco.
- Spokojnie – powiedziałam i odsunęłam się od niego.
Byłam wstrząśnięta zachowaniem Malfoya. Był arogancki i nieprzyjemny, zupełnie taki, jak opisywali go inni. Może ukrywa coś przede mną? A może miły dżentelmen to jego prawdziwa twarz ? Nic z tego nie rozumiałam.
Siedzieliśmy w ciszy. Dopiłam resztę kremowego piwa i już chciałam się zbierać, kiedy Draco przemówił do mnie.
- Przepraszam, że się zdenerwowałem. Po prostu Zabini ostatnio strasznie mnie denerwuje, wtyka nos w nieswoje sprawy. Wybrał sobie odpowiedni moment żeby rozmawiać o Pansy. Pff, żałosne.
- Rozumiem, ale w ten sposób stawiasz mnie w niezręcznej sytuacji. Blaise to mój przyjaciel, twój też i nie chce żebyście się kłócili.
- Dobrze, Laurene. Może pójdziemy do Miodowego Królestwa?
Dwadzieścia minut później byliśmy już w najchętniej odwiedzanym przez uczniów Hogwartu miejscu.
- Czekoladowe żaby, dyniowe paszteciki, pieprzne diabełki czy może fasolki? – Zapytała mnie sympatyczna pani stojąca za ladą.
- Poproszę fasolki – odpowiedziałam. – A Ty Draco?
- W tym sklepie nie ma nic co byłoby tak słodkie jak Ty. - szepnął mi do ucha.- Dla mnie pieprzne diabełki.
Wyszliśmy z zakupami na zewnątrz. Do zbiórki zostało nam pół godziny więc postanowiliśmy się przespacerować. Rozmawialiśmy o naszych rodzicach, byliśmy ciekawi jak mijają im dni i co nasi ojcowie robią w ministerstwie. Potem zaczęliśmy rozmowę na temat Quidditcha. Malfoy był ekspertem w tej dziedzinie. Z resztą miałam wrażenie, że na wszystkim zna się dość dobrze.
- Czas mija bardzo szybko, do balu zostały niecałe trzy tygodnie, a za tydzień próba – zaczęłam, sięgając ręką po fasolkę Bertyego Botta.
- Myślę, że będzie wspaniały, ale tak naprawdę wszystko zależy od towarzystwa. – Mówiąc to Draco pogładził mnie po dłoni. Zakręciło mi się w głowie, tak jak za pierwszym razem kiedy poczułam jego perfumy. – Masz już partnera na wieczór?
- Nie mam, nie dostałam żadnych ofert. – zaśmiałam się i popatrzyłam chłopakowi w oczy.
- Laurene, czy zechciałabyś iść ze mną na bal?
Przeczesałam delikatnie palcami moje długie, jasne włosy po czym zwróciłam się do chłopaka.
- Bardzo chętnie. – uśmiechnęłam się nieśmiało i spłonęłam rumieńcem.
Draco obiął mnie ramieniem i powiedział żartobliwie
- Tata pochwaliłby mój wybór.
Po powrocie do Hogwartu pierwsze co zrobiłam, to napisałam krótki liścik do mamy, w którym opisywałam wyjście do Hosmeade i przekazałam informację z kim idę na bal.
Poprosiłam też mamę, by przysłała mi jakąś elegancką sukienkę. Myślałam o bladoróżowej, którą kupiłam na początku wakacji. Chciałam wyglądać zjawiskowo.
- Matilda, masz już kreację na bal? – Zapytałam przyjaciółki która właśnie weszła do dormitorium.
- Szczerze mówiąc nie zastanawiałam się nad tym – odparła i usiadła koło mnie na łóżku. – Wiesz, że Dean chcę ze mną pójść?
- To super! Wydaje się być bardzo fajnym chłopakiem.
- Tak, w dodatku ma wiele zainteresowań. Świetnie maluje, mówię ci. – powiedziała rozmarzonym głosem. - Tak w ogóle to chciałam ci coś powiedzieć.
Popatrzyłam na przyjaciółkę i kiwnęłam głową.
- Zauważyłam, że często spędzasz czas ze ślizgonami, w szczególności z Malfoyem i Blaisem prawda?
- Zgadza się – odpowiedziałam. - Coś w tym złego?
- Niby nie, ale uważam że to nie jest odpowiednie dla ciebie towarzystwo. Zdaję sobie sprawę, że Zabini to twój przyjaciel od wielu lat a Draco pokazuje się z jak najlepszej strony, ale nie wiem co mam o tym myśleć. Wczoraj w przerwie pomiędzy lekcjami widziałam jak Malfoy naśmiewał się z Hermiony. Wyzywał ją od szlam. To okropne! Chwilę później doczepił się do Ginny i obrażał Freda i Georga. Kiedy przyszli jego koledzy wymądrzał się, jaki on to ma dom, ile zarabia i jak wysoko postawiony jest jego ojciec.
- Zgadzam się z tym - do rozmowy włączyła się Berry. – Laurene bądź ostrożna. Kilka dni temu, kiedy przechodziłam obok gabinetu Snape’a usłyszałam jego rozmowę z Malfoyem.
Snape pytał się Dracona, jak mu idzie. Chłopak odpowiedział mu słowami „Wszystko idzie zgodnie z planem, bardzo zbliżyłem się do Laurene Meadow”. Chyba coś jest nie tak, nie sądzisz?
Wszystko idzie zgodnie z planem? Znajomość ze mną miałaby być zaplanowana?
Wybiegłam z pokoju, chciałam jak najszybciej dowiedzieć się co to wszystko ma znaczyć.
Odruchowo skierowałam się schodami w dół w stronę lochów, bo wiedziałam, że tam spotkam Dracona.