wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział VII

WIELKI POWRÓT !
Nie było mnie tu tyle czasu, muszę Was bardzo przeprosić. Zupełnie nie miałam kiedy pisać, Nie miałam chęci i weny. Postanowiłam, że będę dalej publikować rozdziały. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Zachęcam do komentowania.

Rozdział VII

Po śniadaniu wbiegłam do dormitorium i  zaczęłam pakować się na lekcje. Nigdzie nie potrafiłam znaleźć mojej różdżki, więc postanowiłam wziąć drugą, właśnie tą niezwykłą różdżkę, z której zasłynęła moja rodzina. Wyciągnęłam ją z walizki, przetarłam palcami i włożyłam do kieszeni szaty. Zabrałam też  wszystkie potrzebne mi książki, kociołek i udałam się na pierwszą lekcję, którą była obrona przed czarną magią. Nauczał jej niezwykle miły, nieco siwy mężczyzna z wieloma bliznami na twarzy. Nazywał się Remus Lupin. Wytłumaczył nam na czym polega wyczarowanie patronusa. Wszyscy słuchali go z ogromnym zaciekawieniem, swoją barwą głosu i intonacją potrafił niemalże zahipnotyzować słuchaczy. Dowiedzieliśmy się, że w pełni wykształconego patronusa wyczarujemy jedynie w obliczu prawdziwego zagrożenia. Będzie on nas bronił przed dementorami i przybierze postać jakiegoś zwierzęcia.  W klasie rozległy się podekscytowane szepty.
- Dobrze, zatem nadszedł czas żebyście sami spróbowali wytworzyć swojego strażnika – rzekł Lupin. -  Musicie machnąć różdżką w następujący sposób i wypowiedzieć zaklęcie Expecto Patronum.
- Expecto Patronum, Expecto Patronum! – Dało się słyszeć z każdego kąta klasy.
Z różdżek niektórych osób wytrysnęła struga niebieskiego światła, ale niekoniecznie przypominała ona zwierzę. Zapatrzyłam się na chłopca, który bezsensownie machał różdżką wykrzykując raz po raz „efekto patronum”. Zachichotałam pod nosem.
- A ty dlaczego nie czarujesz ? – Usłyszałam zza pleców głos pana Remusa. – No dalej, przynajmniej spróbuj, nie zniechęcaj się. To zaawansowana magia. Nic się nie stanie jak ci się nie uda.
Wyciągnęłam przed siebie rękę, w której trzymałam moją pozłacaną różdżkę. Zgodnie ze wcześniejszymi wskazówkami profesora  pomyślałam o moim najwspanialszym wspomnieniu. Była to wizja pierwszego dnia w Beauxbatons, gdy zostałam przydzielona do Papillons. Zamknęłam oczy i poczułam przypływ szczęścia. Gdy rzuciłam zaklęcie zobaczyłam koło siebie niebieskiego rumaka galopującego wesoło między moimi koleżankami a uczniami Gryffindoru.
Spojrzałam nieśmiało na Lupina. Stał wpatrując się we mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Doskonale, doskonale! – Klasnął w dłonie z zachwytu. -  Jak się nazywasz młoda panno ?
- Laurene Meadow. – Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do nauczyciela, który wzbudził we mnie ogromną sympatię.
- Meadow, ach tak – szepnął i przybliżył się do mnie wyraźnie zainteresowany moją różdżką. – Wszystko jasne. Mógłbym zobaczyć to, co masz w ręce panno Meadow ?
Bez słowa podałam mu różdżkę. Przyglądał się jej dokładnie, dotykał palcami każde jej wgłębienie a nawet przyłożył do ucha.
- Legendarna różdżka Felicji jak mniemam. Używasz jej na co dzień ? – Zapytał patrząc mi prosto w oczy.
- Raczej nie, ale dziś akurat nie potrafiłam znaleźć drugiej więc wzięłam właśnie tą.
- Rozumiem. Szanuj ją bo ma ogromną wartość, z resztą ty zapewne dobrze o tym wiesz – uśmiechnął się i zwrócił się do klasy. – Jak wam idzie ? Komu udało się wyczarować patronusa?
Zobaczyłam jedną rękę podniesioną w górę
- Harry, podejdź tutaj chłopcze.
Z tłumu wyłoniła się chuda, średniego wzrostu postać. Harry Potter nieco onieśmielony stanął obok Lupina, dokładnie naprzeciw mnie.
- A więc moi kochani, dziś tylko im udało się wyczarować patronusa – mówiąc to profesor lekko szturchnął Pottera w moim kierunku – ale nie przejmujcie się, będziemy nad tym pracować. Na dziś to wszystko, dziękuję wam bardzo.
Po lekcji na korytarzu zaczepiło mnie kilku gryfonów gratulujących mi umiejętności magicznych. Było mi bardzo miło, ale wiedziałam, że to w jakimś stopniu zasługa mojej różdżki. Miałam wrażenie, że ona w pewien sposób ułatwia mi czarowanie, jak gdyby chce, żeby rzucone przeze mnie zaklęcia były udane.
Kolejną lekcją w planie były eliksiry. Schodziłam do lochów pochłonięta rozmową z Matildą. Rozmawiałyśmy o Hogwarcie, obie zgodnie stwierdziłyśmy, że to miejsce jest niesamowite.
- Wieczorem trzeba się wybrać do Zoe, zobaczyć jak się miewa, bo mówiąc szczerze zbytnio jej nie widuje, pewnie mają lekcje w innych częściach zamku – zagadała przyjaciółka.
- Dobry pomysł, może poznała kogoś fajnego. – Uśmiechnęłam się pod nosem. – A ty jak tam w tych sprawach? Ktoś wpadł ci w oko ?
Matilda spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
- Nawet jeśli tak, to co to zmienia? Nie jestem ładna, chuda, wysoka jak ty. Chłopcy nie zwracają na mnie uwagi. Wątpię, żeby ktokolwiek chciał zaprosić mnie na bal, poza tym ja nie mam głowy do takich spraw.
Dziewczyna zawsze miała problem z akceptacją siebie. Odkąd pamiętam porównywała się do mnie, co stawiało mnie w niekomfortowej sytuacji. Matilda miała kruczoczarne włosy do ramion, miała śliczne szmaragdowe oczy, nie była „gruba” jak to wciąż powtarzała. Nie rozumiałam jej.
- Kochana – przytuliłam ją mocno do siebie i wytarłam rogiem szaty jej napełnione łzami oczy. – Chyba o czymś nie wiem co ? Od jakiegoś czasu chodzisz jak struta, nie jesteś taka jak kiedyś, coś Cię trapi ?
- Nie, Laurene – chrząknęła.
Wiedziałam, że kłamie. Była taką osobą, po której doskonale było widać co czuje. Z nerwów spojrzałam na zegarek. Okazało się, że lekcja zaczyna się za kilka minut, więc postanowiłam przerwać rozmowę i udać się na eliksiry.
- Wrócimy do tego Till – tak zdrobniale nazywałam przyjaciółkę – ale powinnyśmy się pospieszyć.
Ruszyłyśmy za grupką Gryfonów.
Klasa eliksirów, w której wykładał profesor Snape była bardzo nieprzyjemnym miejscem, z resztą jak całe lochy w Hogwarcie. Panował tam chłód, pomieszczenie diametralnie różniło się od klasy profesora Lupina. Zajęliśmy miejsca, zapanował chaos i gwar. Dziewczyny korzystając z nieobecności nauczyciela zaczęły opowiadać sobie żarciki i śmiać się. W przeciwieństwie do mnie nie wiedziały jakim człowiekiem jest Snape.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a nauczyciel niemalże wbiegł do klasy trzepocąc swą czarną, długą peleryną niczym nietoperz. 
- Witam uczennice Akademii – przemówił zimnym, przeszywającym głosem.
Żadna z nas nie miała odwagi odezwać się, na szczęście mężczyzna nie oczekiwał żadnych oznak sympatii z naszej strony i zaczął mówić dalej.
- Mam nadzieję, że każdy ma kociołek i potrzebne składniki do wykonywania podstawowych eliksirów. Sztuka eliksirów wymaga niezwykłego skupienia, precyzji jak i racjonalnego myślenia oraz umiejętności przetworzenia tego co macie w głowach na sporządzenie wywaru, czy jest to zrozumiałe ? Świetnie. Dzisiaj przerobimy podstawy warzenia eliksir spokoju, zapewne pan Potter świetnie zna się na rzeczy jak zresztą na wszystkim, więc pozwólmy mu się wykazać.
W pewnym momencie wszyscy usłyszeliśmy głos za plecami.
- Panie Profesorze, Dyrektor pilnie wzywa pana do swojego gabinetu.
Kiedy odwróciłam się, zobaczyłam Dracona. Spojrzałam ukradkiem na Pottera, który momentalnie zacisnął ręce na swojej różdżce.
- Zajmijcie się czytaniem 1 rozdziału w podręczniku, kiedy wrócę dowiem się kto z was raczył zainteresować się eliksirem spokoju, a kto jest na tyle mądry, że nie musi nawet spoglądać do książki panie Weasley!
Rudowłosy chłopak spłonął rumieńcem i zabrał się za czytanie rozdziału wskazanego przez Snape’a. Mężczyzna udał się szybkim krokiem w stronę wyjścia i mocno zatrzasnął drzwi.
Draco stał jeszcze przez chwilę, popatrzył na mnie swym charakterystycznym, hipnotyzującym spojrzeniem i wyszedł za Severusem.
W sali o dziwo nie zrobiło się głośno. Wszyscy uczniowie zajęci byli zapoznawaniem się z podstawami tworzenia eliksirów. Szczególnie dziewczyny z mojej akademii z lekkim przerażeniem notowały najważniejsze punkty z tekstu. Jeśli chodzi o mnie jakoś podświadomie czułam, że Snape nie będzie się mnie czepiać. Zdawało mi się, że ma dobry kontakt z Draconem, co dawało mi pewnego rodzaju ochronę.
Minuty mijały bardzo szybko, a nauczyciel wciąż się nie pojawiał. Wreszcie lekcja dobiegła końca. Kiedy pakowałam rzeczy podszedł do mnie Ron Weasley.
- Ginny prosiła, żebym przekazał tobie i twoim koleżankom, że dzisiaj wyjątkowo obiad w dużej sali będzie podawany właśnie teraz, na tej przerwie. Dumbledore ma nam coś ważnego do przekazania - powiedział nieco onieśmielony.
- W porządku! - Obdarzyłam go promiennym uśmiechem, bo jakoś wzbudził we mnie sympatię już wcześniej.
- Słyszałyście dziewczyny ? - Zwróciłam się do nich. - Idziemy do wielkiej sali.
Wspólnie ruszyłyśmy na górę w stronę miejsca, gdzie miał odbywać się uroczysty obiad.
- Witam was bardzo gorąco! Dziś nietypowa pora obiadu, ze względu na to, że niebawem opuszczam szkołę na jakiś czas a bardzo chciałbym wam przekazać kilka informacji, na które zapewne czekacie z niecierpliwością. Sprawa balu miała być rozwiązana dopiero po paru tygodniach, a nie dzień  po przyjeździe panienek z Beauxbatons, ale sądzę, że jako dyrektor szkoły to ja powinienem was poinformować o szczegółach zabawy. A więc bal odbędzie się w połowie listopada, czyli za równy miesiąc.  Za 2 tygodnie odbędzie się pierwsza próba tańca reprezentacyjnego, a więc dobrze byłoby gdyby do tego czasu każdy młodzieniec zaprosił jakąś damę, aby towarzyszyła mu podczas balu.
- Założę się – usłyszałam głos Deyny siedzącej kilka miejsc obok mnie – że to mnie pierwszą zaproszą na bal, i że zrobi to jakiś przystojniak.
Zaśmiałam się pod nosem i zaczęłam rozmyślać, z kim mogłabym pójść. Zaczęłam wzrokiem szukać Zabiniego. 
W pewnym momencie nasze oczy się spotkały i uśmiechnęliśmy się do siebie nawzajem. Chłopak na migi pokazał mi, że po obiedzie mam poczekać na niego przed salą. Przytaknęłam i zabrałam się do jedzenia pysznego obiadu, który momentalnie pojawił się na stole. Po posiłku Albus Dumledore oznajmił nam, że tymczasowo rolę dyrektora będzie pełnić profesor McGonagall a on po załatwieniu spraw jak najszybciej pokaże się w szkole.
Kiedy tłumy zaczęły opuszczać salę i udawać się do pokoi wspólnych poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę.
- Laurene, mogę cię gdzieś zabrać? Teraz mamy przerwę miedzy lekcjami a to miejsce na pewno Ci się spodoba – nie czekając na moją odpowiedź Zabini Blaise pociągnął mnie za sobą i po chwili dotarliśmy na dziedziniec. Blaise podszedł do malutkich drzwi i otworzył je.
- Po schodach do góry – rzekł.
Powoli szłam po wąskich, krętych schodkach, a kiedy znalazłam się na górze zdałam sobie sprawę , że jesteśmy na wieży zegarowej.
Na ziemi, pod tarczą ogromnego zegara mój przyjaciel rozłożył koc a z koszyka wyciągnął mnóstwo słodyczy.
- Zabini oszalałeś - powiedziałam żartobliwie. - Piknik na wieży ?
- Niestety tak - odparł smutno. - Miałem nadzieję, że będzie ładniejsza pogoda i zabiorę cię na błonia, ale myślę że to miejsce też jest bardzo klimatyczne. Chcę, żebyś jak najlepiej zapamiętała przyjazd do Hogwartu. Przyniosłem czekoladowe żaby i fasolki wszystkich smaków, dosłownie wszystkich smaków. Pamiętasz, kiedyś już jedliśmy je razem ?
- Zabiję cię – zaśmiałam się. – Staram się zdrowo odżywiać, a tu taka pokusa! No, ale czego się nie robi w imię przyjaźni.
Wzięłam do ręki fioletowo - złote pudełko z czekoladkami. Kiedy je otworzyłam czekoladowa żaba wskoczyła mi na głowę.
Zabini zdjął ją z moich włosów i zjadł.
- U nas są czekoladowe motyle, trochę bardziej subtelne – powiedziałam, wyrywając mu z ręki fasolki i pakując je sobie do ust. – Na brodę merlina, serowa fasolka, fuj!

Siedzieliśmy tak dość długo, rozmawialiśmy i wspominaliśmy stare czasy. Blaise był dla mnie jak brat, zawsze mogłam na niego liczyć i powiedzieć o wszystkim.
- Moim zdaniem ten bal to super sprawa – powiedziałam. – Uwielbiam takie klasyczne imprezy.
- Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie taniec prezentacyjny. Większość chłopaków podziela moją opinię, próby są podobno zawsze totalną katastrofą. Ale myślę, że w tym roku będzie inaczej, ze względu na piękne uczennice Beauxbatons, które na pewno zostaną zaproszone w pierwszej kolejności .
- Rok temu też tutaj były, nie rozumiem.
- W zeszłym roku jeszcze nie mogliśmy iść na bal, dlatego wszyscy są tak podekscytowani. Prawdopodobnie zagrają też Fatalne Jędze.
- Znakomicie – odrzekłam. – A teraz powiedz mi tak zupełnie szczerze, wpadła Ci jakaś dziewczyna w oko? Wiesz już, z kim pójdziesz?
Zabini zrobił się nieco nerwowy, odchrząknął i odpowiedział
- Czas pokaże. Chyba musimy już iść.

Zebraliśmy wszystkie rzeczy i ruszyliśmy na lekcje. Przyjaciel odprowadził mnie na zielarstwo, sam udał się na opiekę nad magicznymi stworzeniami.

Tego dnia zajęcia minęły mi niezwykle szybko, Ginny powiedziała mi, że to był wyjątkowo luźny dzień, i mam nie oczekiwać że będzie tak często. Miała rację.

9 komentarzy:

  1. Jej! Pierwszy raz jestem pierwsza XD Bardzo mi się podoba twoje opowiadanie i jestem ciekawa jak rozwinie się sytuacja.. Czekam na kolejny rozdział ;) miłego dnia i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow ! Super opowiadanie śledzę jej od początku ale nie wiedziałam jak je skomentować . Teraz wiem jest fenomenalne... z niecierpliwością czekam na rozdział :) życzę dobrej weny twórczej . :D Mam nadzieję że rozdział pojawi się dość szybko ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! juz zaczynaj pisac kolejny rozdzial bo nie moge sie doczekac :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero dzisiaj odkryłam twojego bloga i tę historię. I muszę powiedzieć (a raczej napisać), że jest bardzo ciekawa i oryginalna. Zawsze ciekawili mnie uczniowie innych magicznych szkół. Co prawda nie jestem wielką fanką Draco, ale bardzo spodobała mi się Laurene, więc na pewno tutaj wrócę :)
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny blog. Masz ogromny talent, bo potrafisz zaciekawić. Czekam niecierpliwie na kolejną część. :) Ciekawi mnie kto zaprosi Laurene na bal. Mam nadzieję, że będzie to Draco. :)
    Pozdrawiam
    ~Sara

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się podobało :) , ale zauważyłam błąd. Kiedy Beuxbatons przyjechało po raz pierwszy w Harry'm Potterze była to Czara ognia. Teraz piszesz tak jakby rok później czyli Zakon Feniksa. Obrony przed czarną magią nie uczył wtedy Remus Lupin tylko Umbridge. Wiem że jest to Twoja opowieść i możesz to zmienić. Weź też pod uwage to co w tym czasie robił wtedy Harry. Pozdrawiam serdecznie i pisz dalej bo masz wielki talent. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie sobie brała pod uwagę co będzie chciała. Poza tym gdzie masz napisane, że Beuxbatons nigdy wcześniej nie było w Hogwarcie :P I po chuja pana ma tam wciskać Pottera... to nie jest historia o nim :P

      Usuń
  7. 1. Napisałam: " Wiem że.... to zmienić" więc nie rozumiem skąd ta odpowiedź -_-
    2. Nie pisałam też że Beuxbatons nie było wcześniej w Hogwarcie.
    3. Nie pisze też że ma "wciskać" Pottera ale nie było go wtedy wcześniej w zamku i fajnie by było jakby wzięła to pod uwagę.
    4. Nie jesteś jej adwokatem.

    OdpowiedzUsuń