sobota, 1 lutego 2014

Rozdział IV

Kochani, dziękuję wam bardzo za aktywność :) Każde wejście na bloga bardzo mnie nakręca, powoduje, że z wielką chęcia piszę nowe losy Laurene ;)) Zachęcam do wyrażania opinii w komentarzu. W następnym rozdziale uczennice Beauxbatons będą w Hogwarcie, więc myślę że może was do zainteresować :)
Serdeczne podziękowania dla "Franka Devereaux", która niezwykle pomaga mi, wiele to dla mnie znaczy :)!


MIŁEGO CZYTANIA :)!

Rozdział IV.

Następnego dnia zostałam obudzona przez dziewczyny.

Okazało się, że gdy ja już spałam do naszego pokoju przyszła Madame Sulivan i dała nam plan lekcji.
Wynikało z niego, że jako pierwszą lekcję będziemy mieć zielarstwo, które miało się zacząć za 10 minut. Musiałyśmy bardzo szybko umyć się i ubrać, po czym w biegu zeszłyśmy na lekcję.
- Dzień dobry moje kochane!  – Przywitała nas ciepło nauczycielka zielarstwa Madame Satine. - Na dzisiejszej lekcji nauczymy się zbierać nasiona Asfodelusa, które zapewne wkrótce wykorzystacie na eliksirach do sporządzanie wywaru Żywej Śmierci. Zapytacie teraz jak wydobyć nasiona z tak wielkiej rośliny. A więc …
Reszta lekcji strasznie się ciągnęła. Udało mi się zebrać nasiona jako pierwszej. Berry nie potrafiła dostatecznie się skoncentrować, a nasiona cały czas jej się rozsypywały.
Po zielarstwie miałyśmy 20 minut przerwy, więc udałyśmy się na śniadanie.
Podczas posiłku przysiadła się do nas Zoe.
- Słyszałyście o wielkim meczu Quidditcha w Listopadzie? Do naszej szkoły przyjadą dziewczyny ze szkoły Cabalastique. Podobno grają bardzo dobrze! Mam wielką nadzieję, że wygramy! Mój tata ma przyjechać razem z prezesem Armat z Chudley, żeby wyłapywać młode talenty. - Opowiadała podekscytowana nakładając sobie na talerz górę jajecznicy.
- Będziemy ci kibicować. - Rzekła Matilda z uśmiechem na twarzy. - Jestem pewna, że złapiesz znicza jako pierwsza. Jesteś najlepsza!
Po śniadaniu ruszyłyśmy na kolejne lekcje. Na 2 godzinach lekcji z Panią Sulivan powtarzałyśmy zaklęcia poznane w zeszłym roku. Następnie miałyśmy opiekę nad magicznymi stworzeniami niestety tylko w teorii, ponieważ stworzenia miały zostać sprowadzone dopiero za kilka tygodni, oraz zajęcia dodatkowe, na których ćwiczyłyśmy eleganckie chodzenie i korygowałyśmy naszą postawę. To były zajęcia typowo dla grupy Papillons.


Minęły 2 miesiące nauki, podczas których nie działo się nic ciekawego. Nauczyciele zawalali nas zadaniami, które odrabialiśmy w wolnym czasie. Na zielarstwo musieliśmy zbierać ciekawe okazy w naszym ogrodzie. Dostałam List od Zabiniego, w którym rozemocjonowany opisywał przygotowania w Hogwarcie do naszego przyjazdu. Mimo tego Dni były bardzo monotonne, wszyscy czekali  na jakiekolwiek wydarzenie, które przełamałoby schemat.
W końcu nadszedł dzień 15 listopada, dzień meczu Qudditcha. W szkole panowała wspaniała atmosfera. Wszystkie uczennice poprzebierały się w specjalne sportowe szaty i założyły szaliki z herbem szkoły, aby kibicować reprezentantkom Beauxbatons. Przed rozgrywką spotkałam się z Zoe aby życzyć jej szczęścia.
- Jejku, boję się! - Powiedziała rzucając mi się na szyję. - One wydają się być naprawdę dobre.
- Zoe, ty nie dasz rady? - Zapytałam ją.
- Nie wiem, ja się nigdy tak bardzo nie stresowałam. - Wyszeptała.
- Poradzisz sobie, wierzę w to. - Poklepałam ją po plecach. - Zobaczymy się na stadionie.
Miejsce, na którym miał odbywać się mecz było oddalone od naszej szkoły o kilka kilometrów. Można tam było dojechać powozami szkolnymi. Razem z Berry i Matildą siadłyśmy do jednego z nich. Po drodze zaczęłyśmy przypominać sobie przyśpiewki dopingujące drużynę.
Kiedy już byłyśmy na miejscu weszłyśmy metalową drabiną na trybuny. Rozciągał się z nich widok na ogromne boisko, na przeciwległe trybuny na których zasiadali kibice Cabalastique odziani w pomarańczowe szaty.
Stopniowo nasi kibice docierali na miejsce, stadion wypełniał się podekscytowanymi uczennicami. Wszyscy w napięciu czekali na rozpoczęcie meczu.  Po chwili na boisku pojawił się jakiś nieznajomy nam mężczyzna.
- Witajcie zgromadzeni tutaj kibice! Jestem ministrem z Departamentu Magicznych Gier i Sportów. Będę sędziował konfrontację między reprezentacją Beauxbatons, a drużyną ze szkoły Cabalastique. Powitajmy gromkimi brawami gości!·Kibice w pomarańczowych szatach powstali i zaczęli głośno klaskać i krzyczeć imiona dziewczyn, które właśnie wchodziły na pole do gry.  Na czele tego zespołu szła bardzo wysoka i szczupła dziewczyna. Wydawała się być bardzo pewna siebie. Za nią kroczyło dumnie 6 pozostałych zawodniczek.
-A teraz zapraszamy gospodarzy! - Krzyknął sędzia.
Wraz z Matildą i Berry zaczęłyśmy piszczeć i klaskać jak najgłośniej potrafiłyśmy. Zobaczyłyśmy na boisku Zoe. Wyglądała znakomicie w sportowym uniformie. W ręku trzymała najnowszy model miotły, Błyskawicę. Pomachała do nas. ·Minister poprosił kapitanów obu drużyn do środka. Zoe uścisnęła rękę wysokiej dziewczyny z Cabalastique i korzystając z ostatnich chwil przed rozpoczęciem spotkania podeszła do koleżanek z zespołu i żeby zmotywować je.
- Na gwizdek zaczynamy. Na miotły. -  Odezwał się pan minister.- Raz, dwa, trzy!- Dmuchnął w gwizdek tak głośno, że aż musiałam zatkać uszy.
Znicz wystrzelił w powietrze. Kapitanka przeciwników odepchnęła się od ziemi i jak szalona pognała za nim.
- Zoe leć, no dalej! – Za plecami usłyszałam krzyki.
Odwróciłam się i ujrzałam Pana Russo, ojca mojej przyjaciółki. Obok niego siedział niski mężczyzna, prawdopodobnie Prezes Armat z Chudley.
- Dzień dobry panie Russo! - Przywitała się Berry.
- Oh, witajcie dziewczynki. - Odpowiedział nam i zajął się dopingowaniem córki.·Po 10 minutach Calabastique prowadziło 40 do 20. Jedna ze ścigających z naszej drużyny została uderzona tłuczkiem w rękę i miała problem, żeby utrzymać się na miotle.
Zoe najprawdopodobniej zobaczyła znicza, co nie umknęło uwadze jej przeciwniczce.
Obie ruszyły z impetem. Leciały ramię w ramię, wykonując przy tym różne akrobacje na miotle. W pewnym momencie Zoe wyciągnęła rękę, pochyliła się do przodu i złota kulka znalazła się w jej ręce.
- Koniec meczu! Zoe Russo złapała znicz! Brawa dla Beauxbatons! – Ryknął sędzia, czekając na odzew kibiców.
Uczennice naszej szkoły zaczęły śpiewać i wiwatować na cześć wygranych.
- To moja córka! Złapała znicza! - Wrzasnął tata naszej bohaterki.

- Zoe, byłaś wspaniała! - Pogratulowałyśmy koleżance, kiedy po skończonym meczu spotkałyśmy się w pokoju ogólnym w Akademii. Było to miejsce gdzie spotykały się osoby z różnych grup i gdzie mogły miło spędzić czas
- Ręce mi się trzęsą. - Odparła podekscytowana i usiadła na kanapie.
-Jestem przekonana, że ten łowca talentów, który był z twoim tatą weźmie cię pod uwagę. - Powiedziała Matilda. - Ale trzeba też przyznać, że Calabastique też grały całkiem nieźle.
- To prawda. – Potwierdziła Zoe. – Szczególnie ta szukająca. W pewnym momencie byłam pewna. źe to ona złapie znicz. W ogóle, gdy siedziałam w namiocie dla zawodników tamte dziewczyny mnie obgadywały. Chyba nie wiedziały, że je słyszę. Mówiły, że mecz na pewno nie będzie sprawiedliwy  ze względu na mojego tatę, który przekupi sędziego. Że zapewne jestem rozpieszczona i tak dalej.
- Dobry żart. - Powiedziałam z pogardą. - Mogłyby zająć się sobą a nie plotkować o innych. W dzisiejszych czasach tak wiele jest osób, które mieszają się nie w swoje sprawy.
- Masz rację Laurene. - Zoe przytaknęła. - Może zrobimy coś ciekawego?
Postanowiłyśmy się trochę rozerwać i zagrać w naszą ulubioną grę – gragulki.
Matilda była mistrzem i zawsze ogrywała nas bez trudu. Teraz było tak samo, dziewczyna zwyciężyła i była w wyśmienitym humorze do końca dnia.


Kolejne tygodnie nauki minęły w mgnieniu oka. Na zajęciach dodatkowych ćwiczyłyśmy układ prezentacyjny, ponieważ wyjazd do Hogwartu zbliżał się wielkimi krokami. Madame Maxime pragnęła, by nasza Akademia wypadła jak najlepiej a nawet lepiej niż w zeszłym roku. Układ polegał na artystycznym przedstawieniu atutów uczennic i zalet samej Akademii Beauxbatons. Bardzo mi się podobał. Dostałyśmy specjalne szaty wyjściowe, w których wyglądałyśmy niczym nimfy. W przeddzień wyjazdu podczas kolacji pani dyrektor podała nam szczegóły wyprawy.
- Jutro o godzinie dziesiątej zbieramy się przed głównym wejściem do Akademii. Pan Aulus pomoże wam z walizkami.Pamiętajcie kochane jedziemy na 3 miesiące, więc weźcie wszystkie rzeczy. Mam nadzieję, że rodzice wszystkich z was wyrazili zgodę na wyjazd. A teraz zmykajcie do łóżek, jutro czeka nas długa droga.
W sypialni długo leżałam i nie potrafiłam spać. Cieszyłam się ze spotkania z Zabinim w Hogwarcie, jednocześnie uświadomiłam sobie, że będę mogła poznać bliżej Dracona. Chciałam zobaczyć jak będzie się zachowywać. Postanowiłam jeszcze wysłać jutro rano sowę do mamy, żeby podać jej szczegółowe informacje. Była raczej pozytywnie nastawiona do wyjazdu. Nie rozumiałam, czemu niektórzy rodzicie nie pozwalali dzieciom jechać.  Po moich długich namyśleniach udało mi się zasnąć. 




3 komentarze:

  1. Tak w ogóle, to w Twoim Beauxbatons są jacyś chłopcy? W filmie była to szkoła żeńska, ale w książce jest to szkoła koedukacyjna. However, błędów jest coraz mniej. Widziałam takie w dialogach, ale nie mam siły dzisiaj tłumaczyć, bo przez chorobę jestem w stanie nieużywalności. Akurat na ferie ;-; Dziękuję za dedykację, postaram się dalej Ci pomagać, ale myślę, że minie trochę czasu i pomocy potrzebować nie będziesz (; Czekam na następny rozdział, bo choć pokaże się Draco, którego nie cierpię, to jestem ciekawa co tam wymyślisz. Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hogwart nadciąga - lece czytać dalej ;*

    ~True Lover

    OdpowiedzUsuń
  3. Na prawdę ciekawe i oryginalne ;) Ale trochę denerwuje mnie to, że przed imionami nie wstawiasz przecinków. Już wyjaśniam ;) Jak jest "- dzień dobry moje kochane" powinno być "- Dzień dobry, moje kochane." Wszystko :D Ogólnie dużo opisów, świetnie się poprawiłaś. Nie czytałam od początku i wydaje mi się, że nie potrzebujesz już pomocy, lecz jak coś zawsze mogę coś doradzić ;) W końcu od czego ma się ludzi piszących książkę, nie? :D Może teraz jest już super, extra, wow, ale ja nie przeczytałam nowszych rozdziałów, więc wiesz ;)

    OdpowiedzUsuń